Znajdowałam się w cudownym błogostanie. Dryfowałam na
krawędzi rzeczywistości i snu. Ze słuchawek wydobywała się kojąca melodia
jednej z moich ulubionych piosenek. Nagle ktoś drastycznie szarpnął mnie za
ramię.
Wypuściłam ze świstem powietrze .Sięgnęłam dłonią opaskę, by
ją ściągnąć z oczu i zobaczyć tego śmiałka, który odważył się mi przeszkodzić.
Moim oczom ukazał się nie kto inny jak moja mama.
-Kochanie, mamy postój-powiedziała uradowana.-Wiesz, jakbyś chciała
wstąpić gdzieś..-dodała ciszej, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Nie rozumiałam tej kobiety. Zachowywała się jakby wygrała
bon na dwie kawy w miejskiej kawiarni, a nie informowała mnie o skorzystaniu z
WC.
Rozejrzałam się dookoła. Byłyśmy same w pojeździe.
-Jasne, jasne- rzekłam szybko.
Rzuciłam ipoda na siedzenie obok i ruszyłam do wyjścia.
Wyszłam na zewnątrz. Od razu oślepiło mnie słońce. Przyłożyłam rękę do czoła i
rozglądnęłam się w poszukiwaniu stacji. Na jednym ze znaków dostrzegłam
napis Missuebsee*
Pierwszy raz słyszałam o takiej miejscowości, chociaż nie
mogłam być pewna, że nigdy ta nazwa nie obiła się mi o uszy. Podeszłam do
drzwi, które z ociągnięciem rozsunęły się, wpuszczając mnie do środka.
Minęłam kasy, regały z przeróżnymi produktami rzucając okiem
na ludzi przewijających się wokół mnie. Przyuważyłam panią Walter i tatę
,którzy wybierali przewodniki i mapy.
Odnalazłam odpowiednie drzwi i weszłam do środka.
*
Po dziesięciu minutach wszyscy byli już w ‘naszym
czterokołowcu’.
-Chcesz?
Odwróciłam głowę i ujrzałam ogromnego hot doga ociekającego
musztardą i ketchupem.
-Nie..dzięki-pokręciłam głową.
Tata najwyraźniej nie przejął się moją odmową, ba!
Szczęśliwy odgryzł porządny kęs bułki.
Podczas gdy reszta planowała dalszą drogę, ja zastanawiałam
się co właściwie tu robię.
Czy nie lepiej byłoby zostać w domu? W końcu mogłabym
znaleźć pracę i stać się bardziej niezależną. Spróbować żyć na własny rachunek,
przynajmniej przez ten wakacyjny okres. Obawiałam się tego wyjazdu ze względu
na Miga. Nie wiedziałam, co wyniknie z tej dwutygodniowej wyprawy, ponieważ
ostatnio razem wyjechaliśmy z 4 lata temu na obóz w Santander. Od tamtego czasu
wszystko się popsuło i już nigdy nic nie było tak jak wcześniej. Straciłam go i
nic nie mogłam na to poradzić. Próbowałam walczyć, ale to do niego należał
wybór. Podjął decyzję. Teraz, jak się nad tym zastanawiam to stwierdzam, że
może faktycznie dobrze ,że tak wyszło. Może tak miało być? W końcu nie każda
przyjaźń może przetrwać wszystko. To, że przyjaźniliśmy się, gdy byliśmy
dziećmi nie oznacza, by mielibyśmy nimi być do śmierci.
Spojrzałam na niego. Wpatrywał się tępo w przestrzeń za
szybą. Nagle, jakby wyczuł, że ktoś się mu przygląda, odwrócił głowę i spojrzał
prosto na mnie. Odwróciłam szybko wzrok.
Podkuliłam nogi i owinęłam się kocem, który wyjęłam z mojego
podręcznego bagażu.
Pogoda zaczynała się psuć. Ciemne chmury zasłoniły słońce.
Zapowiadało się na deszcz.
Przymknęłam oczy. Chciałam zasnąć i obudzić się, aż w końcu
będziemy na miejscu.
Docierały do mnie strzępki rozmów. Moi rodzice i Walterowie
w dalszym ciągu planowali przebieg dalszej podróży.
Po chwili już nic nie słyszałam.
Spałam.
*
Głośny hałas wybił mnie ze snu. Nie wiedziałam co się
dzieje. Samochód podskakiwał i telepał się jakby jechał po jakiś wertepach.
Było ciemno, nic nie mogłam dostrzec. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła.
Zmrużyłam oczy, by cokolwiek zobaczyć.
Ktoś krzyczał. To chyba mama. Nagle pojazd gwałtownie
skręcił i zarzuciło mnie na bok. Uderzyłam w coś głową. Film mi się urwał.
~*~
*wymysł mojej wyobraźni
Cieszę się, że zdecydowałaś się powrócić do tej historii. Mam nadzieję, że na dłużej, bo jestem ogromnie ciekawa, jak dalej potoczy się ich wspólny wyjazd i co na nim się wydarzy :)
OdpowiedzUsuńnie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, z tej strony Rosa Blanca, która wraca z nowym blogiem :) Zapraszam na rois-vie.blogspot.com do zapoznania się z bohaterami :)
OdpowiedzUsuń